środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 9

Hej, Po tak długim okresie ciszy, wracam do przygód Alexi. ten rozdział jest co prawda krótki, ale musiałam zakończyć go w tym momencie, ze względu treści. Jest pisany od strony Margaret Montez jakby ktoś się nie zorientował. Oczekujcie kolejnych rozdziałów już niedługo. Enjoy! :D

Chapter 9
  Niezbyt trudno było dostać się do głównej siedziby archaniołów. Co prawda nie ma jej w Google Maps, bo nie są oni tak głupi. Jednak gdyby ktokolwiek zobaczył ich zapijaczone i uzależnione od hazardu, grupki na ziemi, od razu zwątpiłby w ich świętość. Postanowiłam udać się do Curse- najlepiej zaopatrzonego w trunki baru w Portland. Wśród zwykłych śmiertelników łatwo dojrzeć lekką, niebieską poświatę bijącą od pokerowego stolika archaniołów. Przynajmniej dla Nefila. Normalny człowiek nie zauważa takich szczegółów. Przy stoliku siedziało pięciu poteżnych mężczyzn. Jednak jeden z nich wyraźnie się odznaczał. I to nie tylko dlatego że wygrywał. Miał około 50 lat, lekką siwiznę i duży brzuch. Ubrany niby elegancko, choć czarna marynarka, podobnie jak jeansy, były poplamione whiskey. Tym mężczyzną był Peter Knights, zdegradowany archanioł, który o mało nie wyleciał z nieba i moja nowa ofiara. Peter wydawał się mnie nie zauważać, choć świetnie wyczuwał moją obecność. Oddawał się beztroskiemu ograbianiu z majątku dwóch upitych śmiertelników, nie zbyt przejmujących się utraconymi pieniędzmi. Na szczęście, Peter nie był tak mocno odurzony jak jego towarzysze, ponieważ alkohol działa o wiele słabiej na istoty nieśmiertelne. Wobec tego, ubrana w jeansy,  czerwoną bluzkę, skórzaną kurtkę oraz czerwone szpilki, szepnęłam mu w ucho, kryjąc odrazę:
- Słuchaj Peter, wiem o twoich wszystkich niecnych postępkach i jeśli nadal chcesz korzystać z dobroci niebios, radzę ci się pojawić za 5 minut na tyłach klubu, archaniele. - powiedziałam z mocą, po czym szybko usunęłam się z zasięgu jego wzroku. 
Już po kilkunastu sekundach, czekałam na Petera na tyłach Curse. Widocznie zależało mu na utrzymaniu Mścicieli w nieświadomości, gdyż stanął koło mnie już po dwóch minutach. Wyglądał na zdenerwowanego, przerwaną partią pokera, ale i zaniepokojonego. 
-Masz niezły tupet mówić o archaniołach wśród śmiertelników, Nefilu. Choć to może być także dominująca nad twoim umysłem głupota.- powiedział wkurzony.
-Dobrze wiesz że śmiertelnicy nic nigdy nie widzą i nie słyszą, a poza tym ja jestem, w przeciwieństwie do ciebie, ostrożna.- odrzekłam.
-Hmm... Nie sądzę, ale już dobra. Nie mam zamiaru zostać tutaj dłużej niż pięć minut, więc pośpiesz się, skarbie. Czeka na mnie niezła sumka na stole pokerowym.
-Nic mnie nie obchodzi twoja sumka, którą i tak stracisz. Masz dla mnie coś zrobić.-odpowiedziałam.
Teraz gniew i arogancja, na jego twarzy, ustąpiły miejsca zaskoczeniu, które szybko znikło. Nie można mu się dziwić. W końcu rzadko ktokolwiek prosi o pomoc archanioła uzależnionego od alkoholu i hazardu, ale takimi łatwo manipulować.
-Ja mam coś dla ciebie zrobić? O co chcesz mnie prosić, mała?
- Po pierwsze: ja nie proszę, ja rozkazuję. A po drugie: nigdy nie mów do mnie "mała"! - denerwowałam się.
Peter przestał się przymilać.
- Słucham, czego ode mnie chcesz?- zapytał już z lekka znudzony.
- Potrzebuje kilku substancji z laboratorium archanielskich. I ty masz je dla mnie zdobyć.- powiedziałam z tajemniczym uśmieszkiem. Peterowi oczy wyszły na wierzch. 
- Ja... ja... ja . Ale tam jest tyle straży. Ja... tego nie zrobię. Jak chcesz się pakować w takie bagno, to proszę bardzo, ale ja nie mam zamiaru.- powiedział i szykował się do ucieczki, lecz zastąpiłam mu drogę.
- O raczej nigdzie nie pójdziesz, bo jeśli nie pomożesz mi zdobyć tych roztworów, wszystkie twoje "lekkie wykroczenia" ujrzą światło dzienne. W tym dilerowanie na przedmieściach Portland, czy wizyta w pewnych, miejscach rozrywki dla niewyżytych mężczyzn. Mścicielom się to chyba nie spodoba, a może? Jak myślisz?- zaczynałam tracić cierpliwość. Przecież jak ten plan nie poskutkuje, nie zdobędę składników na antidotum dla Lexie... To za duża stawka, by ją przegrać. W końcu Peter Knights powiedział:
- Dobra, zdobędę dla ciebie te substancje, ale robię to tylko dlatego, że czeka mnie gorszy los gdy dowiedzą się o moich postępkach na Ziemi. A tak w ogóle to po co ci one?
Na moją twarz wstąpił uśmiech ulgi. Miałam jeszcze szansę. Alexia miała szansę. Wystarczyło ją tylko dobrze wykorzystać. Po pewnym czasie, odparłam:
-Muszę kogoś uratować.
Część pierwsza misji została zakończona, jeszcze pozostałe. 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Powrót... i wiersz :P

     Witam ponownie :). Na dobry początek chciałam was przeprosić za mój ostatni niebyt na blogu. W zasadzie nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ( zabrzmiało to trochę... jakbym mówiła do rodziców :P), ale nie mam zamiaru się usprawiedliwiać. Póki co chciałabym podzielić się moją ostatnią twórczością... wierszem. Jest on trochę związany z powieścią Johna Greena " Papierowe miasta", ale mogę was upewnić że nie ma w nim spojlerów :). Był on tworzony pod wpływem impulsu, i muzyki Bastille więc nie ma w nim rymów, ale jak wiadomo nie każdy wiersz opiera się na rymach i od chwytliwego rymu i rytmu wiersza ważniejszy jest przekaz jaki on sobą niesie. Mam nadzieję że zrozumiecie przekaz niosący ten wiersz, a jest on dosyć ważny, choć nie zwracamy na niego uwagi w codziennym życiu. 

Żyjemy w trudnym świecie,
Papierowym świecie.
Gdzie życie kołem się toczy,
I wciąż wraca do swoich korzeni.
Nie chcemy w życiu rutyny,
Lecz nie potrzebnie ją sobie tworzymy.

Z tekturowymi ludźmi na ulicach się mijamy,
Co myślą, iż tylko przyszłością żyjemy i o nią dbamy.
I choćby w końcu zstąpiło,
z nieba wybawcze objawienie,
Będą oni wracać do tego,
Co daje im ułatwienie.

Nie traktujmy przyszłości 
Jako naszej jedynej miłości.
Pamiętajmy o kochankach czasu:
Przeszłości i Teraźniejszości, 
Które stoją w ponurym kącie,
Odepchnięte, niechciane. 
I jedyne czego pragną
 są słowa zachęty wyczekane.

Gdyby wśród cichych, rutynowych dni,
Spotkać choć nietypowy słońca promień.
Papierowe miasta obróciłyby się w pył,
Wracając do naszych wspomnień.