Rozdział 7
Obudziłam się gwałtownie, chociaż
właściwie to zlana potem zerwałam z łóżka. Mój mózg był
zszokowany i przerażony ale mimo to pracował na pełnych obrotach.
Upadli aniołowie... szukają mnie... i wiedzą że jestem w
Portland. Teraz wystarczą dni by mnie znaleźli. Jednak jednego
byłam pewna... nie odnieśliby tym zamierzonego skutku. Moja matka
nie porzuciłaby tak wielkiej idei zawładnięcia nad Upadłymi, dla
mnie i taty. Już raz nas zostawiła i z pewnością zrobiłaby to
ponownie. Nie miała żadnych skrupułów i była egoistką. Chociaż
byłam wtedy mała pamiętam że rzadko widywałam matkę. Tata
tłumaczył jej nieobecność pracą i innymi bzdurnymi sprawami, ale
nawet gdy była z nami nie chciała być przy mnie. Patrzyła na mnie
jak na coś czego ceny jeszcze nie zna... ale chciałaby się jej
dowiedzieć. Może zawsze miała co do mnie jakieś plany. Na
przykład wysłania mnie na ofiarę do Upadłych. Więc teraz miała
taką szansę. Jedynym plusem tej sprawy było to, że nie znajdą
taty. Nawet gdyby mną się już zajeli, to on wróci gdy będzie już
prawdopodobnie po wszystkim i może uda mi się go uratować...mam
nadzieję.
Dopiero po chwili zdałam sobie
sprawę że jest godzina 3:00 w środę... to dzisiaj mam się
spotkać z Margaret. Tylko co ja mam jej powiedzieć?? Że Oliver nie
jest wcale taki zły i że Upadli Aniołowie chcą mnie zabić?? Ale
czy mogłam w ogóle jej ufać? Na to ostatnie pytanie nie chciałam
znać odpowiedzi. Mimo wczesnej pory nie mogłam zasnąć. Zbyt dużo
myśli kłębiło się w mojej głowie. Zbyt dużo było problemów i
niedomówień. Zbyt wiele uczuć, co do których nie byłam pewna czy
je chcę. Wszystkiego zbyt dużo tylko za mało odpowiedzi i pomocy.
Gdyby była osoba która mogłaby mi z tym pomóc. Na pewno nie chcę
w to mieszać Tashy i Nat... Mają własne problemy a ja nie chcę
ich narażać. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę że jest taka
osoba, która mogłaby mi pomóc. Jednak nie chciałam się nikomu
przyznawać, zwłaszcza sobie, co czułam gdy słyszałam jej imię...
Oliver Valdez... On jedyny zamieszany w tą sprawę był po mojej
stronie. Tylko ja bałam się przyjąć od niego tę pomoc. Bałam
się uczuć które we mnie były. Bałam się pożądania i sympatii
jaką zaczęłam go obdarzać. Po tym wieczorze już całkiem nie
wiedziałam co do niego czuję. Niechęć i dezaptobatę?? Czy
sympatię?? Tego wszystkiego było już za dużo. Koniec z tym całym
rozmyślaniem. Następne cztery godziny minęły mi na gorliwej nauce
i bezmyślnym oglądaniu filmów. Nie chciałam myśleć. Nie
chciałam znów wpaść w sidła problemów i... miłości. Ale tego
dnia było to niemożliwe.
O siódmej, po szybkim śniadaniu, wypadłam z domu i pojechałam
pod Subway'a po moje auto i kawę. Adrenalina zaczynała opadać tak
samo jak moje powieki. Dojechałam pod Bennettona i bez słowa
weszłam do klasy, przelotnie witając się z Natalie i Natashą. Nie
miałam dzisiaj ochoty na ich kłótnie o Sama Odaira. To było ponad
moje siły. Usiadłam w ławce czekając na „wyczekaną” lekcję
historii. Po wczorajszym wieczorze nie chciałam widzieć Olivera.
Nie chciałam widzieć nic co niewyjaśnialne czy nadprzyrodzone. Po
prostu nic. Jednak on musiał przyjść. Musiał usiąść obok mnie
i patrzeć się na mnie z arogancją. Po prostu musiał. Bez tego
jego dzień byłby nieudany.
- Hej, Alexia. Jak ci minął wieczór? W sensie później bo do
pewnego momentu wiem.- powiedział szelmowsko.
- Hej. - odparłam niechętnie.- Nie działo się nic ciekawego, ale
chyba nie powinno cię to obchodzić?
- Naprawdę? Ja uważam inaczej.- odpowiedział.
- Jak? O co ci w ogóle chodzi?- odpowiedziałam z niepokojem co
zaraz usłyszę.
- Chcę po prostu wiedzieć co robi moja dziewczyna.- odrzekł ze
stoickim spokojem.
„-Słucham?!” mówił mój mózg i moja mina. Chociaż w sumie to
nie było takie złe, wreszcie mogłam go rozgryźć. Ale żeby od
razu dziewczyna?! Nie wiedząc co powiedzieć odparłam krótkie
„aha” i odwróciłam wzrok. Oliver nie miał czasu na kolejne
wiadomości, bo zadźwięczał dzwonek a do klasy wszedł dziarskim
krokiem Pan Smiths. Lekcja przeminęła mi w parę minut, bo przez
cały czas siedziałam zamyślona tym wszystkim. Uciekłam do
najbardziej niezbadanej krainy, mojego mózgu, od którego chciałam
się odizolować. Szybko usłyszałam dzwonek na przerwę i
wyleciałam na korytarz. Gdy pakowałam książki do szafki coś
przykuło moją uwagę. A w sumie to ktoś. Natasha rozmawiająca z
podekscytowaniem z jakimś przystojniakiem. Miał brązowe włosy,
niebieskie oczy, lekką opaleniznę i piękny biały uśmiech. Jego
sylwetka też nie była niczego sobie. Wysoki, dobrze zbudowany,
muskularny, ale nie przypakowany. Na prawdę niczego sobie. Może nie
był taki jak Oliver ale całkiem nieźle wyglądał. Okey ostatnie
zdanie wyrzucamy. Nie mówię że Oliver mi się nie podoba ale nie
chcę teraz myśleć o moim „chłopaku”. Po chwili koło mnie
stanęła Tasha z wielkim uśmiechem na ustach w towarzystwie swojego
„kolegi”. Chyba używam za dużo sarkazmu...
- Hej, Lexie! -
zaczęła promiennie – chciałam ci przedstawić mojego znajomego
to Finnick Eaton.
-Cześć Tasha.
Cześć Finnick.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Hejka...
Lexie?? - powiedział Eaton.
- W sumie to
Alexia ale możesz mi mówić Lexie.
- Finnick jest
tutaj nowy i szuka kogoś, kto mógłby go oprowadzić. W sumie to
szukał bo znalazłam się ja i chciałam się ciebie zapytać czy
nie poszłabyś z nami?- mimo że powiedziała to miło, to jej mina
mówiła: Proszę nie zgódź się! Proszę! Proszę! Proszę. Więc
się nie zgodziłam. Na pewno chciała z nim pobyć trochę sama.
W porze lunchu
znowu spotkałam Natashę, tym razem w towarzystwie Natalie.
Wyglądały na troszkę złe.
- Słuchaj, czy
to prawda że umawiasz się z Oliverem Valdezem? A jeśli tak to
odbiło ci?!- powiedziała Tasha.
- Wygląda na to
że tak i dlaczego?- odparłam.
-Dlaczego?!
Dlatego że ten koleś jest niebezpieczny! Podobno kibluje już drugi
rok. On cię sprowadzi na złą drogę!- odpowiedziała nerwowo Nat.
-On nie jest niebezpieczny i tak w ogóle to informacje tak szybko
się rozchodzą? W końcu Valdez zaszczycił mnie wiadomością że
jestem jego dziewczyną dopiero na historii.- odparłam znudzona tą
rozmową. I tak nie wiedziały o nim połowy tego co ja. Na przykład
że jest Upadłym aniołem.
-To on ci to powiedział? A na jakiej podstawie?- zapytała Nat.
-Na podstawie wczorajszego wieczoru.- palnęłam w zamyśleniu i od
razu tego pożałowałam.
- A co się stało wczorajszego wieczoru? Całowałaś się z nim?!-
powiedziały równocześnie.
Skinęłam głową. I w tym momencie zaczęłam tracić przytomność.
Ostatnie co zdążyłam powiedzieć było: „Pomocy!”.