Rozdział 5
Po jego słowach
doznałam ogromnego szoku. Moja zaginiona matka, którą wszyscy uważali za zmarłą
przez 13 lat nagle okazała się żywa? I do tego była przywódczynią Nefilów? Jak
ona mogła to zrobić?! Zostawić mnie i tatę i nigdy się nie odezwać? Do tego
teraz Upadłe Anioły chciały mnie zabić by mieć ją w szachu… Byłam zła,
przerażona i roztrzęsiona. Byłam tak bardzo zajęta wrzeszczeniem na matkę w
myślach, że nie zauważyłam gdy Oliver mnie objął. Dopiero wtedy zrozumiałam że
płaczę. Oliver pachniał drzewem sandałowym i miętą był ciepły i naprawdę czuły…
Może na początku źle go oceniłam? Nie odzywał się i ceniłam go za to… Dzięki
temu miałam czas by trochę się uspokoić i pomyśleć trzeźwo. Ale nie znajdywałam
żadnego tłumaczenia dla zachowania mojej matki.
- Jak to możliwe? Przecież przed 12 laty zaginęła i już
nigdy jej nie odnaleziono?! Została uznana za zmarłą a teraz się okazuje że
jednak żyje i szykuje się na wojnę?!- wyrzuciłam z siebie wreszcie.
- Posłuchaj mnie Alexia… Teraz już wiem że nie powinienem
był ci tego mówić ale twoje życie jest zagrożone. Upadli Aniołowie myślą że jak
dostaną się do ciebie, dostaną się do Roxanne a tym samym do Szajki. Jesteś w
śmiertelnym niebezpieczeństwie, bo oni nie są znani z łagodności wobec jeńców…
-Myślisz że mogą mnie porwać i torturować by moja matka
przerwała akcję? Ale co z tatą?! On też nie jest bezpieczny! Musimy wymyśleć
jakiś sposób by go chronić! Nie sądzę by mojej matce na nas zależało… Gdyby oni
zabrali mi tatę na zawsze bym się obwiniała… Co możemy zrobić!! – gorączkowałam się. Oliver przytulił mnie
mocniej i uciszał… Przy nim czułam się naprawdę bezpieczna. Miałam nadzieję że
tak zostanie.
- Lexie… Spokojnie będę cię chronił… tak samo jak twojego
ojca. Nie jesteśmy sami, jest kilkunastu Upadłych Aniołów i Nefili którzy także
chcą przeszkodzić Roxanne nie robiąc Ci krzywdy… Mamy sojuszników…
Kiedy wreszcie, z oporem odsunęłam się od Olivera byłam w
miarę spokojna… Wiedziałam że nie mogę powiedzieć nic ojcu, bo i tak by w to
nie uwierzył lub, co gorsze, zaczął szukać matki… Bo wiedziałam że wciąż ją
kocha. Nie chciałam wracać do pustego domu, ale taty miało jeszcze nie być
przez tydzień więc raczej nie miałam innego wyjścia. Do klubu przyszło kilka
nowych osób, a muzyka była wspaniała, ale ja nie byłam w nastroju na tańce… w
sumie to na nic nie miałam teraz ochoty. Niebezpieczeństwo porwania, zbliżająca
się misja przeszkodzenia własnej, wyrodnej matce dobijały mnie całkowicie… Nie
sądzę by ktoś mi teraz zazdrościł.
Oliver podwiózł mnie pod sam dom i zapytał czy mój ojciec
jest w domu. Powoli zaczynał wracać mu humor, bo na jego ustach czaił się
niepokojący szelmowski uśmiech. Ja też już ochłonęłam, więc zaczęłam się trochę
bać tego co zaraz wymyśli.
- Nie ma go… -już miałam dodać „ale może wrócić niedługo”
kiedy się powstrzymałam. Czy naprawdę potrzebowałam teraz kogoś takiego jak
Oliver Valdez? Mój rozum mówił stanowcze nie ale serce i uczucia całkowicie go
uciszyły.
- Bo zdajesz sobie sprawę że mamy do zrobienia zadanie na
historię? Nie sądzę byś chciała dostać złą ocenę, już na początku roku?- odparł
z szelmowskim uśmiechem do którego zaczęłam się przyzwyczajać. „Na pewno
interesują cię lekcje…” powiedziałam w myślach.
- Nie wiem czy robienie zadania o 21 jest dobrym pomysłem…
- Według mnie tak- zaprzeczył. Wyskoczył z auta jak torpeda
i już po nie całej minucie był przy drzwiach, które … otworzył. No tego się nie
spodziewałam.
Szybko wbiegłam za nim do domu, gotowa go wyrzucić. Zastałam
go w moim pokoju przeglądającym pamiątki, książki i wszystko co mu się
nawinęło.
- Hej! To teren prywatny! Nie masz prawa tu być ani dotykać
moje rzeczy.
- Jeśli mam cię chronić to muszę zapoznać się dobrze z tobą.-odpowiedział
tajemniczo.
Westchnęłam i opadłam zmęczona na łóżko. Ale gdy tylko się
położyłam on usiadł obok mnie.
- Zmęczyłaś się? A To niby czym?- powiedział i zaczął się
przybliżać.
-Życiem… a ty się tak do mnie nie zbliżaj bo już stajesz się
nachalny…- odrzekłam, odsuwając się od niego. Posłuchał mnie ale nie odsunął
się już bardziej, więc musiałam wstać i usiąść przy biurku. Tym razem nie
poszedł za mną.
- Dobra to może ty zaczniesz robić to zadanie od naszego
kochanego pana Smithsa a ja zrobię nam coś do jedzenia? Bo wyglądasz na głodną…
Miał rację, nie jadłam nic od śniadania, ale bałam się go
puścić samego do kuchni. Mógł tam znaleźć jakiś nóż czy inną ostrą rzecz i
przez przypadek ją na mnie upuścić. Więc chociaż sprawiałam mu tym frajdę,
powiedziałam:
- Pójdę „zaczynać” choć jestem też święcie przekonana że i
kończyć, nasze zadanie z historii. Tylko jak Smiths się połapie to ty będziesz
się tłumaczył.
-Dobrze, skarbie. Jak sobie chcesz- powiedział arogancko.
Gdy ja wypisywałam wszystkie argumenty dotyczące wojny
secesyjnej, Oliver robił nam kolację ale co chwilę na mnie zerkał, z czułym i
szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Gdy skończył usiadł przy stole i
patrzył się jak piszę. Niewiele mi to pomagało.
-Może zamiast siedzieć i się na mnie gapić byś mi trochę pomógł? Nie mogę znaleźć
żadnych kontrargumentów przeciwko polityce Lincolna… -powiedziałam.
- Gdy zniósł niewolnictwo wiele czarnych straciło pracę na
plantacjach, a podczas walk miasta takie jak Atlanta i wszystkie inne w stanie
Georgia, zostały spalone i doszczędnie zniszczone przez wojsko Shermana. Proszę
bardzo masz dwa kontrargumenty. A teraz można by się zająć czymś innym…
- Szczerze to boję się zapytać czym…- odpowiedziałam. Oliver
nie tracił czasu na odpowiedź. Wziął mnie na ręce i przeniósł do salonu gdzie
usiedliśmy na kanapie. Wtedy po raz pierwszy mnie pocałował. Miał ciepłe usta, a
podczas pocałunku jego zapach był jeszcze lepiej wyczuwalny. Nie byłam temu przeciwna. Odpowiedziałam na
jego pocałunek ale czułam że to wszystko dzieje się za szybko… Zdecydowanie za
szybko. Oliver pocałował mnie jeszcze raz tym razem krótko, gdy usłyszałam
brzęk klucza w zamku. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a gdy z powrotem
spojrzałam na Olivera, jego już nie było. Podziwiałam jego szybkość znikania,
zwłaszcza w takich momentach. Ugasiłam szybko czerwone rumieńce na policzkach i
włączyłam telewizor. Gdy drzwi się
otworzyły spojrzałam w tamtym kierunku.
- Cześć tato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz