poniedziałek, 13 stycznia 2014

Opowiadanie cz.5

Rozdział 5
     Po jego słowach doznałam ogromnego szoku. Moja zaginiona matka, którą wszyscy uważali za zmarłą przez 13 lat nagle okazała się żywa? I do tego była przywódczynią Nefilów? Jak ona mogła to zrobić?! Zostawić mnie i tatę i nigdy się nie odezwać? Do tego teraz Upadłe Anioły chciały mnie zabić by mieć ją w szachu… Byłam zła, przerażona i roztrzęsiona. Byłam tak bardzo zajęta wrzeszczeniem na matkę w myślach, że nie zauważyłam gdy Oliver mnie objął. Dopiero wtedy zrozumiałam że płaczę. Oliver pachniał drzewem sandałowym i miętą był ciepły i naprawdę czuły… Może na początku źle go oceniłam? Nie odzywał się i ceniłam go za to… Dzięki temu miałam czas by trochę się uspokoić i pomyśleć trzeźwo. Ale nie znajdywałam żadnego tłumaczenia dla zachowania mojej matki.
- Jak to możliwe? Przecież przed 12 laty zaginęła i już nigdy jej nie odnaleziono?! Została uznana za zmarłą a teraz się okazuje że jednak żyje i szykuje się na wojnę?!- wyrzuciłam z siebie wreszcie.
- Posłuchaj mnie Alexia… Teraz już wiem że nie powinienem był ci tego mówić ale twoje życie jest zagrożone. Upadli Aniołowie myślą że jak dostaną się do ciebie, dostaną się do Roxanne a tym samym do Szajki. Jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie, bo oni nie są znani z łagodności wobec jeńców…
-Myślisz że mogą mnie porwać i torturować by moja matka przerwała akcję? Ale co z tatą?! On też nie jest bezpieczny! Musimy wymyśleć jakiś sposób by go chronić! Nie sądzę by mojej matce na nas zależało… Gdyby oni zabrali mi tatę na zawsze bym się obwiniała… Co możemy zrobić!!  – gorączkowałam się. Oliver przytulił mnie mocniej i uciszał… Przy nim czułam się naprawdę bezpieczna. Miałam nadzieję że tak zostanie.
- Lexie… Spokojnie będę cię chronił… tak samo jak twojego ojca. Nie jesteśmy sami, jest kilkunastu Upadłych Aniołów i Nefili którzy także chcą przeszkodzić Roxanne nie robiąc Ci krzywdy… Mamy sojuszników…
Kiedy wreszcie, z oporem odsunęłam się od Olivera byłam w miarę spokojna… Wiedziałam że nie mogę powiedzieć nic ojcu, bo i tak by w to nie uwierzył lub, co gorsze, zaczął szukać matki… Bo wiedziałam że wciąż ją kocha. Nie chciałam wracać do pustego domu, ale taty miało jeszcze nie być przez tydzień więc raczej nie miałam innego wyjścia. Do klubu przyszło kilka nowych osób, a muzyka była wspaniała, ale ja nie byłam w nastroju na tańce… w sumie to na nic nie miałam teraz ochoty. Niebezpieczeństwo porwania, zbliżająca się misja przeszkodzenia własnej, wyrodnej matce dobijały mnie całkowicie… Nie sądzę by ktoś mi teraz zazdrościł.
Oliver podwiózł mnie pod sam dom i zapytał czy mój ojciec jest w domu. Powoli zaczynał wracać mu humor, bo na jego ustach czaił się niepokojący szelmowski uśmiech. Ja też już ochłonęłam, więc zaczęłam się trochę bać tego co zaraz wymyśli.
- Nie ma go… -już miałam dodać „ale może wrócić niedługo” kiedy się powstrzymałam. Czy naprawdę potrzebowałam teraz kogoś takiego jak Oliver Valdez? Mój rozum mówił stanowcze nie ale serce i uczucia całkowicie go uciszyły.
- Bo zdajesz sobie sprawę że mamy do zrobienia zadanie na historię? Nie sądzę byś chciała dostać złą ocenę, już na początku roku?- odparł z szelmowskim uśmiechem do którego zaczęłam się przyzwyczajać. „Na pewno interesują cię lekcje…” powiedziałam w myślach.
- Nie wiem czy robienie zadania o 21 jest dobrym pomysłem…
- Według mnie tak- zaprzeczył. Wyskoczył z auta jak torpeda i już po nie całej minucie był przy drzwiach, które … otworzył. No tego się nie spodziewałam.
Szybko wbiegłam za nim do domu, gotowa go wyrzucić. Zastałam go w moim pokoju przeglądającym pamiątki, książki i wszystko co mu się nawinęło.
- Hej! To teren prywatny! Nie masz prawa tu być ani dotykać moje rzeczy.
- Jeśli mam cię chronić to muszę zapoznać się dobrze z tobą.-odpowiedział tajemniczo.
Westchnęłam i opadłam zmęczona na łóżko. Ale gdy tylko się położyłam on usiadł obok mnie.
- Zmęczyłaś się? A To niby czym?- powiedział i zaczął się przybliżać.
-Życiem… a ty się tak do mnie nie zbliżaj bo już stajesz się nachalny…- odrzekłam, odsuwając się od niego. Posłuchał mnie ale nie odsunął się już bardziej, więc musiałam wstać i usiąść przy biurku. Tym razem nie poszedł za mną.
- Dobra to może ty zaczniesz robić to zadanie od naszego kochanego pana Smithsa a ja zrobię nam coś do jedzenia? Bo wyglądasz na głodną…
Miał rację, nie jadłam nic od śniadania, ale bałam się go puścić samego do kuchni. Mógł tam znaleźć jakiś nóż czy inną ostrą rzecz i przez przypadek ją na mnie upuścić. Więc chociaż sprawiałam mu tym frajdę, powiedziałam:
- Pójdę „zaczynać” choć jestem też święcie przekonana że i kończyć, nasze zadanie z historii. Tylko jak Smiths się połapie to ty będziesz się tłumaczył.
-Dobrze, skarbie. Jak sobie chcesz- powiedział  arogancko.
Gdy ja wypisywałam wszystkie argumenty dotyczące wojny secesyjnej, Oliver robił nam kolację ale co chwilę na mnie zerkał, z czułym i szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Gdy skończył usiadł przy stole i patrzył się jak piszę. Niewiele mi to pomagało.
-Może zamiast siedzieć i się na mnie gapić  byś mi trochę pomógł? Nie mogę znaleźć żadnych kontrargumentów przeciwko polityce Lincolna… -powiedziałam.
- Gdy zniósł niewolnictwo wiele czarnych straciło pracę na plantacjach, a podczas walk miasta takie jak Atlanta i wszystkie inne w stanie Georgia, zostały spalone i doszczędnie zniszczone przez wojsko Shermana. Proszę bardzo masz dwa kontrargumenty. A teraz można by się zająć czymś innym…
- Szczerze to boję się zapytać czym…- odpowiedziałam. Oliver nie tracił czasu na odpowiedź. Wziął mnie na ręce i przeniósł do salonu gdzie usiedliśmy na kanapie. Wtedy po raz pierwszy mnie pocałował. Miał ciepłe usta, a podczas pocałunku jego zapach był jeszcze lepiej wyczuwalny.  Nie byłam temu przeciwna. Odpowiedziałam na jego pocałunek ale czułam że to wszystko dzieje się za szybko… Zdecydowanie za szybko. Oliver pocałował mnie jeszcze raz tym razem krótko, gdy usłyszałam brzęk klucza w zamku. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a gdy z powrotem spojrzałam na Olivera, jego już nie było. Podziwiałam jego szybkość znikania, zwłaszcza w takich momentach. Ugasiłam szybko czerwone rumieńce na policzkach i włączyłam  telewizor. Gdy drzwi się otworzyły spojrzałam w tamtym kierunku.

- Cześć tato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz