wtorek, 14 stycznia 2014

Opowiadanie cz.6

Rozdział 6
W normalnej sytuacji cieszyłabym się z szybkiego powrotu taty. Zazwyczaj wyjeżdża na długo, a tydzień to minimum. Jednak po tym jak Oliver mnie pocałował i po tym czego się dzisiaj dowiedziałam… Wolałabym żeby był daleko. Nie chciałam by stała mu się jakakolwiek krzywda. Strata ojca to coś… chociaż wolę o tym nawet nie myśleć. Tata był zmęczony i zdenerwowany, pewnie na lotnisku były jakieś problemy czy coś, albo… o nie… zobaczył Land Rovera na podjeździe! Miałam wielką nadzieję że Valdez zdążył odjechać ale to było jedną wielką niewiadomą. Postanowiłam nie poruszać tego tematu.
- Hej tato… Co jest jakieś problemy na lotnisku? Czy odwołali spotkanie w Denver? Może zrobić ci coś do jedzenia? Widzę że jesteś zmęczony, usiądź sobie i odpocznij.- zasypywałam go pytaniami i udawałam zatroskaną. To był mój pierwszy błąd… Już zaczął coś podejrzewać.
- Po pierwsze: nie, doleciałem spokojnie i nawet samolot nie miał opóźnień. Po drugie: tak, odwołali spotkanie bo szef Macintosh & Industries miał niegroźny wypadek samochodowy i nic mu się nie stało. Jednak ja musiałem wracać się z Denver do Portland i jeszcze czekać na następny samolot. A teraz ja zadam ci pytanie: Dlaczego gdy przyjechałem na podjeździe stał czarny Land Rover Freelander? Z tego co sobie przypominam to ty nie jeździsz Land Roverem…- „Szlag… a jednak zauważył…”. Podjęłam taką taktykę- kłam ale nie przesadź.
- Nie wiem czy przez to całe zamieszanie miałeś zwidy, bo na podjeździe nie stał żaden Land Rover.
- Dobrze, to może powiesz mi gdzie jest twoje auto.- zapytał.
- Moja Skoda Citigo stoi na parkingu przed Subway’em gdzie ją zostawiłam gdy pojechałyśmy z Natashą i Natalie do Tashy odrobić zadanie z historii. Nie chciałyśmy jechać na dwa auta więc postanowiłam zostawić Skodę przed Subway’em gdzie jutro rano pojadę autobusem- nie skłamałam, prawie… Bo to nie Nat i Tasha spędziły ze mną wieczór… tylko Oliver Valdez. Ojciec wydawał się przekonany więc uznałam sprawę za zakończoną i miałam nadzieję że nie będzie wracał do tego tematu.
- Alexia, posłuchaj… Nie poleciałem dzisiaj do Denver ale szef zdążył już umówić spotkanie na piątek w Londynie. Przez około 2 tygodnie będziesz musiała zostać sama. Przepraszam cię za to. Ale dzięki tej umowie nasza firma może się naprawdę wybić. Nie możemy przegapić takiej szansy.- powiedział smutny że musi mnie znowu zostawić.
„Dla mnie to i lepiej… dla ciebie też tato” powiedziałam w myślach. Dzięki temu mógł być bezpieczny chociaż przez 2 tygodnie.
- Spokojnie… przecież już zostawałam sama na taki czas. Poradzę sobie, w końcu za rok będę już pełnoletnia. Taka jest twoja praca.- odrzekłam ze smutnym uśmiechem. Nie był on całkowicie sztuczny…
Jack, nie powiedział już nic więcej tylko poszedł do kuchni gdzie przygotował nam zapiekanki, ale odmówiłam. Gdybym coś zjadła teraz, gdy mam motyle w brzuchu na pewno bym zwymiotowała. Poszłam do mojego pokoju. Już po wejściu coś przykuło moją uwagę. Kartka na biurku. Z wahaniem podeszłam do krzesła obrotowego, bojąc się tego co tam znajdę. Może to Upadli Aniołowie? Wdarli się do mojego pokoju i zostawili kartkę że nigdzie nie jestem bezpieczna jak w filmach akcji? Jednak prawda była 100x gorsza. Kiedy otworzyłam karteczkę zobaczyłam napisane czarnym atramentem:
                      „Nie zapomniałem o naszym zakładzie, skarbie. W piątek musisz iść ze
                      Mną do Voice. Nie próbuj się wymigiwać, bo i tak cię znajdę. Uwierz mi
                     Nie zapomnisz piątkowego wieczoru”
No tak… zakład. Szczerze to nie miałam najmniejszej ochoty iść z  Oliverem Valdez do Voice. Bałam się tego co może się tam dziać. Postanowiłam zapytać jutro Nat i Tashę o ten klub. Czy jest tak straszny jak go malują w necie. Jednak teraz nie miałam innego marzenia jak sen. Byłam tak wyczerpana całym dzisiejszym, szalonym dniem że zasnęła bym na stojąco. Po szybkim prysznicu, weszłam pod moją błękitną pościel i zamknęłam oczy. Ale nie było mi dane zasnąć….
We śnie byłam w opuszczonym budynku. Cały ceglany sufit pokrywały pajęczyny i kurz. Pomieszczenie przypominało starą salę produkcyjną, ale nie było tam żadnych sprzętów. Oprócz ścian, pajęczyn , kurzu nie było tam nic… Ten budynek wydawał mi się znajomy. Z cienia wyłoniła się postać rosłego i aż do granic wysportowanego mężczyzny. Był ubrany w biały t-shirt, ciemne jeansy i czarną skórzaną kurtkę. Był całkiem przystojny, ale nie w moim guście. Zresztą niewiele mężczyzn na tym świecie mi odpowiadało. Wyjątkiem był Oliver… W pomieszczeniu była jeszcze jedna osoba. Także mężczyzna, stał za mną więc na początku go nie zauważyłam. Był to młody chłopak, około 20 lat, szczupłej postury i zmierzwionych brązowych włosach. Patrzył na kulturystę z przerażeniem. Najwyraźniej  nie tylko mnie się on nie podobał.
- Wiesz gdzie ona jest? Miałeś się tego dowiedzieć bo inaczej wiesz co się stanie.- powiedział Pan Mięsień.
- Taaak… Roxanne Milles jest całkowicie nie wykrywalna ale znaleźliśmy jej córkę. Przeniosła się z San Francisco więc na początku było nam trudno ją znaleźć ale teraz wiemy że ukrywa się gdzieś w Portland. To tam musicie szukać. –odpowiedział chudy.
Przeraziłam się. To muszą być Upadłe Anioły. Teraz już wiedzą gdzie jestem z tatą. Pewnie nie porwą mnie od razu bo nie wiedzą gdzie jesteśmy dokładnie. Musieliby przeszukać całe Portland by nas znaleźć a to nie jest takie łatwe. Przynajmniej dla człowieka. Chociaż tata będzie bezpieczny w Londynie. Mnie będzie chronił Oliver. Mam nadzieję. Teraz już wiedziałam skąd znam to miejsce. To było miejsce gdzie po raz ostatni widziano moją matkę. To tam zniknęła na zawsze. I bez niej chyba było lepiej… Upadłe Anioły założyły sobie siedzibę w miejscu jej zaginięcia? Myślały że kiedyś tam wróci i będą mogli powstrzymać ją od zakłucia ich w piekielne kajdany? Nie sądziłam żeby była tak głupia i lekkomyślna.
Nagle Pan Muskuł uśmiechnął się. Jednak nie był to przyjazny uśmiech. Raczej śmiech psychopaty.
- No więc… chłopcy weźcie naszego kolegę na kolejkę a ja już udam się do Portland po naszą zdobycz.
 Zanim zdążyłam się obejrzeć wspólnicy Muskuła wzieli młodego Nefila lub Anioła za ręce i zaprowadzili do innego pomieszczenia. Spodziewałam się co będą teraz robić, dlatego nie miałam zamiaru patrzeć. Ostatnią rzeczą, którą słyszałam przed obudzeniem był przeraźliwy krzyk.

2 komentarze:

  1. Nominuję cię do Liebster Blog Award :) http://margaret-my-world.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominuję cię do Liebster Blog Award ;) http://oh-hello-my-imagination.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń