niedziela, 2 lutego 2014

Opowiadanie cz.8

Rozdział 8.
Ciemność zdawała się wypełniać całą przestrzeń. Tak jakby światło nie mogło przedrzeć się przez siatkę cząsteczek jaką ona tworzyła. Gdy wreszcie zaczęłam powracać do świata żywych byłam cała skołowana. Nie wiedziałam gdzie jestem i co się dzieje. Kiedy zmusiłam się by otworzyć oczy, zobaczyłam jedynie jaskrawą biel. Dopiero po pewnym czasie zaczęły się z niej wyłaniać kształty, przedmioty. Niska szafka obok mnie, gumowa wykładzina koloru morskiej zieleni na podłodze, duże czyste okna, przeszklone drzwi... wszystko czyste i sterylne, czyli miejski szpital. Byłam sama w pokoju, ale do czasu. Wkrótce weszła do niego dziewczyna... Margaret Montez. Nie była ubrana w czerń jak ostatnim razem. Miała szarą bluzkę z krótkim rękawem, jasne jeansy, skórzaną brązową kurtkę i szare baleriny. Długie blond włosy zaplotła w warkocz a na powieki nałożyła brązowy cień. Wyglądała jak zwyczajna nastolatka, ale przeczuwałam że nią nie jest. Podeszła do mojego łóżka i usiadła na jego brzegu.
-Hej Alexia. Jak się czujesz?- zapytała troskliwie.
-Oprócz wkurzającej migreny, jest całkiem spoko. A co się stało? Ostatnie co pamiętam to że napiłam się coli na stołówce. Nic więcej.
-Ahh... Alexia, zostałaś otruta, eliksirem archaniołów. Ma działanie przeciwbólowe ale spożyte w zbyt dużej dawce może doprowadzić nawet do śmierci. Straciłaś przytomność i oddech właśnie dlatego że dostał się on do twoich dróg oddechowych i podrażnił twoje płuca. Ale mam gorszą wiadomość...-wydawała się zaniepokojona... mocno zaniepokojona.- Gdy Upadli podali ci ten eliksir mieli nadzieję cię uśmiercić, ale odnieśli odwrotny skutek. Przez eliksir stajesz się silniejsza, szybsza, twoje zmysły są bardziej wyczulone itd. ale...- przerwała.
-On cię zabija, Alex. Jeśli w porę nie podamy ci antidotum, które można uzyskać tylko u archaniołów... będzie źle. Eliksir jest niebezpieczny nawet dla aniołów. Co dopiero dla Pół-Nefila.
Moje źrenice były rozszerzone do granic możliwości. Ja... umieram? Upadłym może nie udało się teraz ale być może wkrótce się mnie pozbędą...
-Ile jest jeszcze czasu?- zapytałam szeptem.
-Niecały miesiąc. Do tego czasu musimy zdobyć antidotum. Nie mamy innego wyjścia.-odpowiedziała Margaret.
- Czy Oliver wie? Że...umieram?
-Nie. Nie zna receptury eliksiru. Nie chcę cię powstrzymywać ale jeżeli mu powiesz to zrobi wszystko by cię uratować. I może zgubić tym samym siebie. On cię naprawdę kocha. - odrzekła Margaret.
Oliver mnie kocha? Do tej pory myślałam że te jego popisy to nic poważnego... Ale skoro... Ja też nie czułam do niego już tylko sympatii. Nagle usłyszałyśmy cichy i... szybki odgłos kroków na korytarzu. Margaret nie traciła czasu i szybko podeszła do okna. Na odchone zdążyła szybko powiedzieć:
- Udawaj że śpisz... Spokojnie znajdziemy antidotum... Już ja się tym zajmę.
Zrobiłam tak jak mi kazała. Odwróciłam się do okna i udawałam sen. Z przejęciem słuchałam kroków i próbowałam je dopasować do osoby. Tata? Być może. Jednak kiedy poczułam dotyk czyiś warg na moich. Ten smak poznałabym wszędzie. I zapach... Oliver. Na myśl o nim zrobiło mi się ciężko i lekko zarazem. Cieszyłam się wiadomością że mnie kocha, tak jak ja jego, ale nie chciałam go okłamywać. A musiałam to robić, dla jego dobra. Bo nie chciałam go stracić.
Odpowiedziałam na jego pocałunek, w którym trwaliśmy kilkanaście sekund. Gdy wreszcie odsunęliśmy się od siebie, mogłam lepiej się przyjrzeć jego twarzy. Miał zmęczone i niespokojne oczy. Włosy były w cały świat jakby ciągle je tarmosił, ale dzięki nim był jeszcze piękniejszy. Jego wargi były wygięte w lekkim uśmiechu.
- Co tam u ciebie, skarbie?- zapytał niby od niechcenia.
- Teraz już lepiej odkąd mnie ktoś odwiedził- odpowiedziałam kokieteryjnie.
- Hmmm... Czyżby tu była mowa o mnie?- zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź.
- Nie mylisz się – odrzekłam z uśmiechem.
- A więc Alexio Milles, skoro czujesz się znakomicie, to przygotowuj się, bo usilnie staram się cię stąd zabrać. I niedługo mi się uda. Nie chcę cię już nigdzie zostawiać, nawet w szpitalu.- powiedział poważnie.
„Ja też nie chcę być z dala od ciebie”- odpowiedziałam w myślach.
Oliverowi udało się załatwić wcześniejsze wyjście, bo w końcu dla lekarzy tylko straciłam przytomność. Ale nie tylko... Wsiadłam do Land Rovera i coś sobie przypomniałam. Tata wyjechał wcześniej do Londynu i powinnam do niego zadzwonić. Jeśli ja mu teraz nie powiem że straciłam przytomność jak wróci z pewnością się dowie. I będzie zły... Więc zadzwoniłam. Odezwała się poczta ale nagrałam się:
„Hej, tato dzwonię żeby ci powiedzieć że dzisiaj wszystko było Okey i żebyś się nie zdziwił jak ktoś ci powie że zemdlałam w szkole. Wszystko jest w porządku i nic mi nie jest. Przywieź mi jakąś pamiątkę z Londynu. Kocham cię, pa”
Kiedy odłożyłam telefon, spojrzałam na Olivera.
- Gdzie jedziemy?- zapytałam.
- Ponieważ usłyszałem że szanowny pan Milles jest w Londynie i nikogo nie ma w twoim domu, to jedziemy do ciebie. Czy masz coś przeciwko?- zapytał szelmowsko.
- Nie mam. Zostawisz mnie w domu a potem pojedziesz do siebie, prawda?
Nie podobał mi się błysk w jego oku. Oznaczał że wcale mnie nie zostawi w domu, a przynajmniej nie samą.
- To się jeszcze zobaczy.-odparł tajemniczo.
Nie potrafiłam tak spokojnie siedzieć, gdy w mojej głowie kłębiło się tak wiele myśli. Musiałam go o coś zapytać.
-Oliver, zanim upadłeś, byłeś archaniołem?
-Tak, a skąd to pytanie?-zaczął być bardziej podejrzliwy.
-Tak po prostu pytam, bo jestem ciekawa na jakimś szczeblu byłeś.-odpowiedziałam spokojnie, ale zaczynałam się coraz bardziej denerwować.
Nie zadałam mu więcej pytań, z obawy że odkryje moje zamiary. Był bardzo domyślny i inteligentny więc trudno było go wykołować. Może znajdzie się jeszcze następna okazja... Mam nadzieję.
Nie zostałam sama tego wieczoru. Oliver Valdez bardzo dobrze dotrzymywał mi towarzystwa. Ale nic między nami nie zaszło. Siedzieliśmy przytuleni na kanapie i oglądaliśmy „Now You See Me” i może kilka razy go pocałowałam. W końcu należą mi się takie chwile, ponieważ dzięki Upadłym pewnie nie będę miała ich już sporo. Ale jeśli przed śmiercią powstrzymam swoją matkę, to jestem gotowa na śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz