Rozdział 2
Moje pierwsze wrażenie na widok korytarza: WOW... Szkoła była piękna. Nie był to wielki betonowy moloch, ale liceum z duszą, starymi ale pięknymi szafkami, wysokim sufitem i drewnianym stropem. Większość uczniów mocno odznaczała się od Benettona. Byli ubrani w kolorowe, obcisłe w większości ubrania, nie pasowali tu zupełnie. Obok mojej szafki było wielkie okno z widokiem na mały lasek, a od zawsze jestem związana z naturą i jej pięknem. Gdy szłyśmy do klasy z Tashą, dołączyła do nas jej najbliższa przyjaciółka . Natalie Lerman to drobna dziewczyna o orzechowym, długich włosach oraz niebieskich oczach. Była ubrana w ciemne jeansy, granatowe baleriny i niebieską koszulę w kratę. Tasha przedstawiła nas sobie, a potem zaczęła kłócić się z Nat o nowego chłopaka- Sama Odaira. Podobno jest on oniemiająco przystojny i zgrabny. Ma wspaniałe błękitne oczy i zabójczy uśmiech. Sama nie widziałam go jeszcze, ale nie był w moim typie. W sumie to jeszcze nie spotkałam chłopaka który by mnie zauroczył. Wszyscy byli płytcy, zadufani w sobie. Nie znalazłam tego jedynego i na razie nie miałam zamiaru szukać.
- Skąd przyjechałaś, Alexia?-głos Nat wyrwał mnie z zamyślenia.
- Z San Francisco... - dziewczyny wydały pomruk niezadowolenia.
- Wiesz co, lepiej nikomu o tym nie mów- odpowiedziała Natasha.
- Dlaczego? Co jest nie tak z SF?? - odpowiedziałam rozdrażniona. Nigdy nie lubiłam gdy ktoś obrażał moje ukochane miasto.
- Ma to związek z pewną historią, która zdarzyła się całkiem niedawno... Do naszej szkoły przyszła z pozoru normalna dziewczyna, jednak z nikim nie rozmawiała. Wszyscy sądzili że jest po prostu nieśmiała ale nikt nigdy nie dowiedział się prawdy. Jedyną osobą, którą darzyła zaufaniem był Leo Micey. Chodził do szkoły już od roku i był najpopularniejszym chłopakiem w Bennett High. Jednak po poznaniu Lacey Shay, odsunął się od swojej świty. Razem rozmawiali, spotykali się, ale nigdy nie dopuszczali nikogo do siebie. Kiedy na początku maja Leo miał wypadek samochodowy w którym zmarł, Lacey stała się mroczna i agresywna. Gdy ktokolwiek coś do niej powiedział, wrzeszczała i wyzywała go. Parę dni przed końcem roku Ariana Hancock, którą miałaś przyjemność poznać rano, zaczęła się z nią zaciekle kłócić. Lacey wydzierała się na nią, nazywała w różny bluźnierski sposób. Nagle wokół niej pojawiła się niebieska poświata. Wyglądała na zaskoczoną i przerażoną. Poświata całkowicie ją pochłonęła i została po niej tylko przepastna dziura w asfalcie.
Byłam zdumiona i przestraszona. W podobny sposób podobno zginęła moja matka... Jednak nigdy nie dowiedziałam się czy te pogłoski to prawda. Nie odezwałam się już więcej. Tasha i Nat podobnie. Ta historia odebrała nam mowę. Gdy zadzwonił dzwonek weszłyśmy do sali historycznej. Wszystkie miejsca były zajęte, oprócz jednego. Usiadłam z pewnym chłopakiem... chyba według innych wątpliwej moralności.
Miał krótkie zmierzwione, brązowe włosy. Delikatnie zbrązowiałą cerę ale nie przesuszoną. Był raczej wysoki, około 1,90 m. Ubrany w czarne Levi'sy, ciemnoszarą bluzę i czarny t-shirt mógł niektórych odstraszać, jednak coś mnie do niego przyciągało. Jednak najbardziej niesamowite były jego niebieskie oczy... Gdy choć raz na nie spojrzałam nie mogłam oderwać wzroku. Były też nieco straszne, zdawały się pożerać mnie wzrokiem. Ale ja się go nie bałam.
Jak się okazało pan Smiths miał obsesję na punkcie pracy zespołowej. Uważał że trzeba się zintegrować by lepiej się uczyć. Od Natalie dowiedziałam się że kiedyś studiował psychologię ale nigdzie nie mógł znaleźć pracy więc zatrudnił się w Bennettonie jako historyk.
- Ponieważ rozmawiamy teraz o wojnie secesyjnej, waszym zadaniem jest w parach przygotować argumenty za Lincolnem i za sprawą Konfederacji. Przypominam że pracę muszą bezwzględnie wykonać dwie osoby. Będę to osobiście sprawdzał.- powiedział złośliwie.
"No super. Ciekawe czy mój kolega z ławki będzie chciał współpracować... Bo raczej wątpię" Gdy nauczyciel mówił chłopak cały czas się na mnie patrzył... Zaczynało mnie to niepokoić.
- No więc...- zaczęłam.
- Co robisz dziś wieczorem?- zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Zatkało mnie. Znamy się od 5 minut a on śmie mnie zapraszać na randkę?! Jednak jego głos... Był ciepły i głęboki... Aż chciało mu się ulec... Ale przecież to jest chore!! Co się ze mną dzieje?
- Słucham!! Może zajelibyśmy się pracą? To chyba nie jest czas i miejsce żeby mnie gdziekolwiek zapraszać bo wcale się nie znamy!
- Na pewno?- zapytał arogancko
- Tak
- Dobrze więc może ci powiem co o tobie wiem... Nazywasz się Alexia Milles i przyjechałaś z San Francisco. Twój ulubiony gatunek muzyczny to Rock i Pop... Uwielbiasz czytać i często zatracasz się w książkach...hmmm co jeszcze?
Cholera... o co tu w ogule tu chodzi... Nigdy wcześniej nie spotkałam tego chłopaka, ale przecież...
- Ale podobno jesteś tu nowy... Skąd wiesz o mnie tyle?
- Wiem wiele rzeczy Alex...- odpowiedział tajemniczo.
Byłam całkowicie zdumiona... Nie zrobiliśmy nic podczas tej lekcji, ale p. Smiths powiedział nam kiedy zadzwonił dzwonek że tą pracę będziemy robić jeszcze kilka lekcji. Spakowałam więc ksiązkę do torby i starałam się szybko wyjść z sali ale mój nowy kolega złapał mnie za łokieć.
- Pamiętaj że moja propozycja jest aktualna. Będę o 19 w Subway'u. Mam nadzieję że przyjdziesz.- powiedział.
- Słuchaj.... a w ogule to jak ty się nazywasz?
- Oliver... Oliver Valdez...
Wyszarpałam rękę z jego mocnego uścisku i czym prędzej oddaliłam się. Na korytarzu zobaczyłam Natalie rozmawiającą z Samem Odairem... nie chciałam im przeszkadzać, więc wyszłam ze szkoły. Musiałam przemyśleć cały dzisiejszy, dziwny dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz