piątek, 27 grudnia 2013

Opowiadanie cz. 3

Rozdział 3
 Jechałam w nieokreślonym kierunku. Po około 2 godzinach zobaczyłam las… miejsce gdzie wreszcie mogłam się uspokoić. Ciągle dręczyło mnie skąd Oliver tyle o mnie wiedział. Byłam pewna że nigdy go nie spotkałam, nawet przelotnie. Miał charakterystyczną urodę i na pewno bym go zapamiętała. Niepokoiła mnie też moje zachowanie przy nim. Stałam się uległa i nie miałam silnej woli… Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Zaparkowałam na polanie i weszłam w głąb lasu. Drzewa były tu niesamowicie zielone i wszędzie panował spokój. Przysiadłam przy jednym z drzew by rozkoszować się tą chwilą. Mech był bardzo miękki, a ja taka zmęczona.  W końcu poddałam się, położyłam na ciepłej ziemi i momentalnie usnęłam. Nazwanie mojego snu dziwnym nie oddaje go w pełni. Był przerażający, ale budził nadzieję że wreszcie się czegoś dowiem. W lesie zobaczyłam cień zmierzający w moim kierunku. Był to cień dziewczyny… dosyć dziwnej dziewczyny… Gdy podeszła bliżej wreszcie ją zobaczyłam. Miała długie blond włosy spływające na ramionach i jasną karnację. Była ubrana w ciemne jeansy, czarną kurtkę jeansową pod którą widniał czarny top. Na nogach miała czarne tenisówki. Zbliżała się do mnie i cały czas patrzyła w moją stronę. Kiedy wreszcie dotarła do dębu przy którym leżałam, ukucnęła i delikatnie dotknęła mojej zziębniętej skóry. Pod jej dotykiem od razu się obudziłam i zaczełam masować obolałą rękę. Poczułam jakby tysiące igieł wbijające się w moją skórę… Nie było to miłe uczucie. Od razu się podniosłam przestraszona i z zamiarem ucieczki… Jednak nieznajoma przewidziała moje zachowanie i przytrzymała za nadgarstek… Tym razem nie poczułam bólu ale zachętę by zbliżyć się do niej.
- Poczekaj, proszę…- powiedziała błagalnie. Miała miły głos ale kryło się w nim coś jeszcze… jednak nie chciałam dociekać co.
- Wiem że mnie nie znasz i pewnie chcesz uciec ale powinnaś coś wiedzieć. Chłopak, którego dzisiaj spotkałaś nie bez powodu wiedział o tobie tyle. Na świecie dzieją się dziwne rzeczy i to od wielu pokoleń. Domyślam się że chcesz się z nim dzisiaj spotkać i nie będę ci tego zabraniać, ale musisz być ostrożna. Znam Olivera i jego charakter aż za dobrze… Nie wiem jakie są teraz jego zamiary, ale będę starała się je poznać i ochraniać ciebie. Na ten moment jednak proszę cię o ostrożność.  Mamy mało czasu. Posłuchaj po przebudzeniu od razu biegnij do auta i jedź do domu… Jeśli chcesz spotkaj się z Valdezem ale zachowaj dystans i nie daj się zwieść.
- Czemu mnie przed nim przestrzegasz? – zapytałam
- Słuchaj, Oliver był moim przyjacielem przez długi czas lecz ostatnio straciłam z nim kontakt. Nie wiem co planuje i boję się że jest pod czyimś wpływem. Więcej wytłumaczę ci na jawie… a tak w ogule to proszę spotkajmy się w środę na plaży niedaleko Old Port District około 17… -odrzekła.
- Kim jesteś?- zapytałam po raz ostatni.
- Nazywam się Margaret Montez. I mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy.- powiedziała na koniec, po czym zniknęła.
 Obudziłam się w tym samym miejscu mniej więcej pół godziny później. Rozejrzałam się dookoła ale niegdzie nie zobaczyłam choćby śladu Margaret. Nie było nawet śladów stóp w miękkim mchu. Nie wiedziałam czy ona kiedykolwiek istniała, czy była tylko wytworem mojej wyobraźni. Ale nie sądzę by mój umysł mógł wytworzyć tak realistyczny obraz nieznajomej. Podniosłam się i zrobiłam to co mi kazała… Wsiadłam do Skody i jechałam ponad 120 km/h do domu. Była dopiero 17 więc miałam jeszcze trochę czasu. Na szczęście tata wyjechał na 5 dni i nie musiałam się tłumaczyć. Nie była mi teraz potrzebna kolejna „mówka ojcowska”. Podczas jazdy zastanawiałam się czy iść do Subway… do Olivera. Przerażało mnie to co powiedziała Margaret ale musiałam się czegoś dowiedzieć, a miałam wrażenie że tam dowiem się o wiele więcej. Nigdy nie udawało mi się przemyśleć moich decyzji. Najlepiej decydowałam na gorąco… w pośpiechu. Wtedy wybierałam najlepsze drogi.
 Pod domem, już wiedziałam co robić. Zaparkowałam na trawniku i biegiem wbiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się i już gotowa wsiadłam do auta. Dopiero tam mogłam odsapnąć. Chociaż miałam  zbyt mało czasu na odpoczynek… Subway jest oddalone o przeszło 15 km a ja  miałam tylko 20 minut. Wrzuciłam bieg i pojechałam. Tym razem starałam się przestrzegać dozwolonej prędkości, ale na cichych szosach cieszyłam się że mam sportowe auto. Pod bar dojechałam o 19:10… nie zależało mi na dobrym wrażeniu na Olivierze, bo jego opinię miałam gdzieś, tylko na informacjach jakie mogłam otrzymać od niego. Gdy weszłam zobaczyłam w barze tylko 3 klientów, ale żaden z nich nie był Valdezem. Usiadłam więc przy jednym ze stolików. Czekałam, ale on się nie zjawiał. W końcu podeszłam do lady i zamówiłam colę. „ Jeśli nie zjawi się za 10 minut, wychodzę.” – mówiłam do siebie. Niestety nie musiałam długo czekać. Gdy odwróciłam się do stolika, on już tam był. „ Dziwne… przecież nie słyszałam otwierających się drzwi…” Wyrzuciłam z głowy myśl o tym że przeleciał przez szybę albo zmaterializował się już przy stoliku.     Nie chciałam zaśmiecać umysłu, gdy miałam go wypełnić nowymi wiadomościami.
Zdziwiona, podeszłam do niego:
- Cześć Skarbie. – powiedział z szyderczym uśmiechem.
-Skarbie? Sorry ale nie jestem dla ciebie żadnym skarbem!- odpowiedziałam coraz bardziej wzburzona.
- Skoro przyszłaś… to dla mnie jesteś.
Dobra. Muszę załatwić tą sprawę teraz bo wybuchnę od jego arogancji.
-Słuchaj, przyszłam tu w tylko jednym celu… Chcę żebyś mi powiedział skąd wiesz o mnie tyle. Bo na pewno nie widziałam cię wcześniej.
- Hmmmm… aż tak cię to interesuje? Ale skoro chcesz to proszę bardzo… Interesujesz mnie już od pewnego czasu, Lexie… Więcej nie powiem. – odrzekł tajemniczo.
- Ale czemu się mną interesujesz? Co ja do cholery zrobiłam, żebym teraz miała takie dziwne życie?!
- Spokojnie Skarbie… Czy jak mnie po raz pierwszy spotkałaś to już twoje życie się zepsuło czy wcześniej?
-Zepsuło się gdy zniknęła mama…- powiedziałam, w sumie do siebie. – Ale nie będę ci się z niczego zwierzać… Powiedz mi proszę dlaczego chciałeś żebym tu przyszła?
-Bo mi się podobasz.- powiedział niby szarmancko.
- Nie owijaj w bawełnę… wiem że musi być inny powód- postanowiłam wyłożyć cięższe działo.
- Posłuchaj, czy mógłbyś powiedzieć mi chociaż kawałeczek prawdy? Odwdzięczę ci się…- zagadałam kokieteryjnie.
-Ooo… miła zachęta… ale zanim ci cokolwiek powiem to ustalimy warunki naszej zabawy… Ja powiem ci skąd wiem o tobie tak dużo a ty pójdziesz ze mną w piątek na imprezę… w Voice. Zgadzasz się?- powiedział.
Nie… po co wkopuje się w to bagno… ale ja muszę wiedzieć... i muszę zrobić coś, czego nigdy bym nie zrobiła. Słyszałam że w Voice są najlepsze i najostrzejsze imprezy w całym stanie. To naprawdę mnie odstraszało. Ale…
- Zgadzam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz