Jechałam w nieokreślonym kierunku. Po około 2 godzinach zobaczyłam las… miejsce gdzie wreszcie mogłam się uspokoić. Ciągle dręczyło mnie skąd Oliver tyle o mnie wiedział. Byłam pewna że nigdy go nie spotkałam, nawet przelotnie. Miał charakterystyczną urodę i na pewno bym go zapamiętała. Niepokoiła mnie też moje zachowanie przy nim. Stałam się uległa i nie miałam silnej woli… Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Zaparkowałam na polanie i weszłam w głąb lasu. Drzewa były tu niesamowicie zielone i wszędzie panował spokój. Przysiadłam przy jednym z drzew by rozkoszować się tą chwilą. Mech był bardzo miękki, a ja taka zmęczona. W końcu poddałam się, położyłam na ciepłej ziemi i momentalnie usnęłam. Nazwanie mojego snu dziwnym nie oddaje go w pełni. Był przerażający, ale budził nadzieję że wreszcie się czegoś dowiem. W lesie zobaczyłam cień zmierzający w moim kierunku. Był to cień dziewczyny… dosyć dziwnej dziewczyny… Gdy podeszła bliżej wreszcie ją zobaczyłam. Miała długie blond włosy spływające na ramionach i jasną karnację. Była ubrana w ciemne jeansy, czarną kurtkę jeansową pod którą widniał czarny top. Na nogach miała czarne tenisówki. Zbliżała się do mnie i cały czas patrzyła w moją stronę. Kiedy wreszcie dotarła do dębu przy którym leżałam, ukucnęła i delikatnie dotknęła mojej zziębniętej skóry. Pod jej dotykiem od razu się obudziłam i zaczełam masować obolałą rękę. Poczułam jakby tysiące igieł wbijające się w moją skórę… Nie było to miłe uczucie. Od razu się podniosłam przestraszona i z zamiarem ucieczki… Jednak nieznajoma przewidziała moje zachowanie i przytrzymała za nadgarstek… Tym razem nie poczułam bólu ale zachętę by zbliżyć się do niej.
- Poczekaj,
proszę…- powiedziała błagalnie. Miała miły głos ale kryło się w nim coś
jeszcze… jednak nie chciałam dociekać co.
- Wiem że
mnie nie znasz i pewnie chcesz uciec ale powinnaś coś wiedzieć. Chłopak,
którego dzisiaj spotkałaś nie bez powodu wiedział o tobie tyle. Na świecie
dzieją się dziwne rzeczy i to od wielu pokoleń. Domyślam się że chcesz się z
nim dzisiaj spotkać i nie będę ci tego zabraniać, ale musisz być ostrożna. Znam
Olivera i jego charakter aż za dobrze… Nie wiem jakie są teraz jego zamiary,
ale będę starała się je poznać i ochraniać ciebie. Na ten moment jednak proszę
cię o ostrożność. Mamy mało czasu.
Posłuchaj po przebudzeniu od razu biegnij do auta i jedź do domu… Jeśli chcesz
spotkaj się z Valdezem ale zachowaj dystans i nie daj się zwieść.
- Czemu mnie
przed nim przestrzegasz? – zapytałam
- Słuchaj,
Oliver był moim przyjacielem przez długi czas lecz ostatnio straciłam z nim
kontakt. Nie wiem co planuje i boję się że jest pod czyimś wpływem. Więcej
wytłumaczę ci na jawie… a tak w ogule to proszę spotkajmy się w środę na plaży
niedaleko Old Port District około 17… -odrzekła.
- Kim
jesteś?- zapytałam po raz ostatni.
- Nazywam się
Margaret Montez. I mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy.- powiedziała na
koniec, po czym zniknęła.
Obudziłam się w tym samym miejscu mniej więcej
pół godziny później. Rozejrzałam się dookoła ale niegdzie nie zobaczyłam choćby
śladu Margaret. Nie było nawet śladów stóp w miękkim mchu. Nie wiedziałam czy
ona kiedykolwiek istniała, czy była tylko wytworem mojej wyobraźni. Ale nie
sądzę by mój umysł mógł wytworzyć tak realistyczny obraz nieznajomej.
Podniosłam się i zrobiłam to co mi kazała… Wsiadłam do Skody i jechałam ponad
120 km/h do domu. Była dopiero 17 więc miałam jeszcze trochę czasu. Na
szczęście tata wyjechał na 5 dni i nie musiałam się tłumaczyć. Nie była mi
teraz potrzebna kolejna „mówka ojcowska”. Podczas jazdy zastanawiałam się czy
iść do Subway… do Olivera. Przerażało mnie to co powiedziała Margaret ale
musiałam się czegoś dowiedzieć, a miałam wrażenie że tam dowiem się o wiele
więcej. Nigdy nie udawało mi się przemyśleć moich decyzji. Najlepiej
decydowałam na gorąco… w pośpiechu. Wtedy wybierałam najlepsze drogi.
Pod domem, już wiedziałam co robić.
Zaparkowałam na trawniku i biegiem wbiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się i
już gotowa wsiadłam do auta. Dopiero tam mogłam odsapnąć. Chociaż miałam zbyt mało czasu na odpoczynek… Subway jest
oddalone o przeszło 15 km a ja miałam
tylko 20 minut. Wrzuciłam bieg i pojechałam. Tym razem starałam się
przestrzegać dozwolonej prędkości, ale na cichych szosach cieszyłam się że mam
sportowe auto. Pod bar dojechałam o 19:10… nie zależało mi na dobrym wrażeniu
na Olivierze, bo jego opinię miałam gdzieś, tylko na informacjach jakie mogłam
otrzymać od niego. Gdy weszłam zobaczyłam w barze tylko 3 klientów, ale żaden z
nich nie był Valdezem. Usiadłam więc przy jednym ze stolików. Czekałam, ale on
się nie zjawiał. W końcu podeszłam do lady i zamówiłam colę. „ Jeśli nie zjawi
się za 10 minut, wychodzę.” – mówiłam do siebie. Niestety nie musiałam długo
czekać. Gdy odwróciłam się do stolika, on już tam był. „ Dziwne… przecież nie
słyszałam otwierających się drzwi…” Wyrzuciłam z głowy myśl o tym że przeleciał
przez szybę albo zmaterializował się już przy stoliku. Nie chciałam zaśmiecać umysłu, gdy miałam go wypełnić nowymi
wiadomościami.
Zdziwiona,
podeszłam do niego:
- Cześć
Skarbie. – powiedział z szyderczym uśmiechem.
-Skarbie?
Sorry ale nie jestem dla ciebie żadnym skarbem!- odpowiedziałam coraz bardziej
wzburzona.
- Skoro
przyszłaś… to dla mnie jesteś.
Dobra. Muszę
załatwić tą sprawę teraz bo wybuchnę od jego arogancji.
-Słuchaj,
przyszłam tu w tylko jednym celu… Chcę żebyś mi powiedział skąd wiesz o mnie
tyle. Bo na pewno nie widziałam cię wcześniej.
- Hmmmm… aż
tak cię to interesuje? Ale skoro chcesz to proszę bardzo… Interesujesz mnie już
od pewnego czasu, Lexie… Więcej nie powiem. – odrzekł tajemniczo.
- Ale czemu
się mną interesujesz? Co ja do cholery zrobiłam, żebym teraz miała takie dziwne
życie?!
- Spokojnie
Skarbie… Czy jak mnie po raz pierwszy spotkałaś to już twoje życie się zepsuło
czy wcześniej?
-Zepsuło się
gdy zniknęła mama…- powiedziałam, w sumie do siebie. – Ale nie będę ci się z
niczego zwierzać… Powiedz mi proszę dlaczego chciałeś żebym tu przyszła?
-Bo mi się
podobasz.- powiedział niby szarmancko.
- Nie owijaj
w bawełnę… wiem że musi być inny powód- postanowiłam wyłożyć cięższe działo.
- Posłuchaj,
czy mógłbyś powiedzieć mi chociaż kawałeczek prawdy? Odwdzięczę ci się…-
zagadałam kokieteryjnie.
-Ooo… miła
zachęta… ale zanim ci cokolwiek powiem to ustalimy warunki naszej zabawy… Ja
powiem ci skąd wiem o tobie tak dużo a ty pójdziesz ze mną w piątek na imprezę…
w Voice. Zgadzasz się?- powiedział.
Nie… po co
wkopuje się w to bagno… ale ja muszę wiedzieć... i muszę zrobić coś, czego
nigdy bym nie zrobiła. Słyszałam że w Voice są najlepsze i najostrzejsze
imprezy w całym stanie. To naprawdę mnie odstraszało. Ale…
- Zgadzam
się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz