Ciepły, wrześniowy poranek. Słońce góruje na niebie i w Portland obwieszcza piękną pogodę. Dla wielu osób byłby to wspaniały dzień, ale nie dla mnie. Wiedziałam że, po tym samotnym lecie, w którym moimi jedynymi przyjaciółmi były książki, musi nadejść czas liceum. Przez przeprowadzkę jesień w Bennett High, nie miała być ciekawa. Gdy jeszcze mieszkałam z tatą w San Francisco, miałam jako takich znajomych, jednak nie mogę powiedzieć że za nimi tęsknię. Bardziej tęsknię za naszym mieszkaniem na czwartym piętrze z widokiem na piękny park i staw. Z zadumy wyrwał mnie głos taty:
- Alexia, schodź na dół, bo nie zdążysz do szkoły nawet jakbyś miała do dyspozycji samolot!
- Już schodzę!- odkrzyknęłam.
W pośpiechu wyjęłam z szafy brązowy sweter, baleriny i moje ulubione rurki. Czekoladowe włosy zaplotłam w warkocz i poszłam do kuchni. Już w korytarzu poczułam jajecznicę i świeżo zaparzone cappuccino.
- Chyba wiesz że po takim śniadaniu wybuchnę?
- Być może, ale nie umrzesz z głodu.- odrzekł zabawnym tonem.
Jack Milles to wysoki, szczupły czterdziestolatek o piwnych oczach. Ma jasną cerę, ale i tak wygląda jak najprzystojniejszy kowboj, jakiego kiedykolwiek widziałam. A wszystko przez średnio długie, zmierzwione blond włosy, których każdy kosmyk zdaje się uciekać w inną stronę. Jednak bardziej od wyglądu podziwiam jego charakter. Jest troskliwy, uprzejmy i ma niesamowite poczucie humoru. Dziwię się, że dotąd żadna kobieta się nim nie zainteresowała. Chociaż pewnie to on tworzy wokół siebie mur, bo ciągle leczy złamane serce po mojej matce. Nie pamiętam jej w ogóle, ponieważ odeszła gdy miałam 3 lata.
- Jest naprawdę przepyszna...- zachwycałam się jego śniadaniem.
- Wiem mówisz to ciągle od 13 lat.- odpowiedział ze śmiechem na ustach.
Po śniadaniu czym prędzej wsiadłam do mojej Skody i pojechałam do szkoły. Przed Benettonem
dostałam dziwnej tremy. Stanęłam jak wryta i nie mogłam się poruszyć. Jednak zebralam się i zaczęłam iść szybko w stronę wejścia. Niestety nie udało mi się wejść niezauważoną... Na schodach potrąciłam dziewczynę. Na moje nieszczęście jedną z tych super popularnych. Blond grzywka na całą twarz, legginsy w panterkę, buty na obcasie, sztuczna opalenizna... Że też musiałam wpaść na kogoś takiego!!
- Co?! Za kogo ty się uważasz?! Patrz jak łazisz sieroto! Jak śmiałaś mnie pchnąć ty ofiaro losu!!- wrzeszczała na cały parking
- Sorry ale nie mogłam cię ominąć w takim tłumie jaki sterczy wokół ciebie...- jednak nie dała mi dokończyć
- Ja przynajmniej mam jakiś znajomych i wielbicieli a ty nie! Bo niby kto chciałby znać taką idiotkę?!- jej "przyjaciele" zaczeli się śmiać.
Jej słowa coraz bardziej mnie wkurzały. No spoko popchnęłam ją i miała prawo być na mnie trochę zła... Ale nie aż tak! Co za parszywa jędza!
- Jedyną idiotką tutaj jesteś ty jeśli wierzysz że to są twoi prawdziwi przyjaciele... Nie życzę sobie byś w ten sposób mnie wyzywała tylko dlatego że ty jesteś tak bogata że kręci się wokół ciebie wianuszek wielbicieli i fałszywych przyjaciółek. Szczerze wolę nie mieć żadnych niż zniżyć się do takiego poziomu.- odszczeknęłam.
- Ty su.....
- Ej odwal się łaskawie od niej Ariana!!- usłyszałam i odwróciłam się. Za nami stała dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Miała brązowe włosy związane w ciasną kitkę. Była ubrana w jeansy, czarny top i czarną bluzę a na nogach miała glany. Poznałam że nie warto jej mieć za wroga.
- Taak?! Bo co mi zrobisz Claflin?? Naślesz na mnie swoich przyjaciół??!!
Ale po jej minie widać było że trochę się jej bała.
- Jeszcze zobaczysz nowa!! Zniszczę cię!!- powiedziała i weszła do szkoły razem ze świtą.
- Wszystko OK? Wiem że teraz będziesz miała przekichane ale dobrze że wreszcie ktoś jej tak nagadał jak ty przed chwilą... Może wreszcie przestanie być tak wkurzająca... Chociaż wątpię by taka jedna kłótnia coś zdziałała... Nasza Ariana to prawdziwa kość niezgody, spory i kłótnie to jej żywioł.- mówiła moja wybawicielka
- Dzięki...?- nie wiedziałam jak ją nazwać. Bo na pewno nie Claflin.
- Natasha. A właściwie Natasha Claflin ale możesz mi mówić Tasha. A ty?
- Alexia. Alexia Milles- odpowiedziałam
- Mogę ci mówić Lexie?- spytała.
- Jasne. Nie ma problemu.- powiedziałam pogodnie bo chyba wreszcie zyskałam przyjaciółkę.
I razem weszłyśmy do Benettona.
--Nora
--Nora
Zapowiada się ciekawie :*
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się nastepnego :*
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie podoba postac Natashy i jej nazwisko :p swietny rozdzial i czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuń